Samba w cieniu

Posted: 13 czerwca 2014 in MŚ 2014, Opinie

Po dwóch latach wracam wraz z kolejną imprezą. Stwierdziłem, że fajnie jest wrócić po latach do Euro 2012, więc warto pozostawić jakąkolwiek pamiątkę po MŚ 2014.

Chorwaci mieli pecha – już przed meczem, bo pech objawił się tym, że musieli grać na początek imprezy z gospodarzem. I to nie byle kim. Bo z Brazylią. Paradoksalne jest to, że Brazylia nie była wliczana do kandydatów do tytułu, a nagle balon w Ameryce Płd. napompowano i czym bliżej imprezy tym większy kandydat do ostatecznego sukcesu. Dziwić się im nie można, bo potencjał ku temu mają. Ale czy personalnie Chorwacja jakoś odbiega od Brazylii?

Osobiście przewidywałem zwycięstwo Brazylii (według mojej symulacji dojdą do ćwierćfinału), jednak w lekkich mękach. Zawsze ten pierwszy mecz to trochę niewiadoma – mimo że wiesz jak Twój zespół wygląda, jak się prezentuje na przestrzeni ostatnich miesięcy, jakie ma atuty, którzy zawodnicy mają pociągnąć zespół, pewne niewiadome powstają, m.in. jak wejdziemy w turniej. Będąc faworytem (z przymusu, bo to w końcu gospodarz) powstaje ogromna presja. Tyle razy poruszana w Polsce, ale… Czy ci zawodnicy na codzień nie są obyci z tą presją? Wydaje mi się, że ostatnia rzecz dla Alvesa, Marcelo i kilku innych, ogranych w Europie, to stres, który zżera ich od środka. Na pewno czują lekki dreszczyk emocji, ale to chyba jeszcze bardziej motywuje, szczególnie, jeśli dany piłkarz jest przekonany o własnych możliwościach.

Od pierwszych minut miał być huragan, a ledwie wiatr zawiał. Jedna ciekawa kombinacja Chorwatów, szybkie dośrodkowanie z boku i nagle miny kibicom „zwiędły”. Bezcenne, jak szybko Chorwacja dobrała się do koryta pt. „niespodzianka”. Niestety, ich radość nie mogła trwać długo, bo to przecież Brazylia – drużyna z potencjałem. Na pewno paradoksalnym może się wydawać, jeśli ktoś powie: za szybko strzelili tego gola. Ale gdyby go nie strzelili, na pewno by próbowali. Bramka samobójcza padła i Brazylia musiała zakasać rękawy. Jak dla mnie, Chorwaci mając w środku pola takich piłkarzy i po bokach też niezłych, powinni dłużej trzymać piłkę. Próbować nią pograć. A oni się jakby pogodzili, że 1:0 jest ok (bo przecież jest) i nic im nie grozi, o ile dobrze się ustawią. Jednak Brazylijczycy posiadają wielu piłkarzy, którzy potrafią wygrywać pojedynki 1 na 1 (to z czym mamy my problem, reprezentacja Polski). Nie obawiali się wejść w drybling i przy odrobinie techniki stworzyć przewagę, przyspieszając grę.

Co by nie mówić – pierwszy gol dosyć szczęśliwy. Nie wydaje mi się, że Neymar tak zamierzał uderzyć, a po prostu mu zeszła. Taka moja opinia. Idealnie weszło przy słupku. Ciężka sytuacja Pletikosy – nie winiłbym go, ale… do obrony dla dobrego bramkarza. Nie ma co winić Pletikosy, niech wszyscy wezmą odpowiedzialność, nie szukajmy pojedynczych winnych, wskazując palcem. Drugi gol to już paradoks. Pomyślałem sobie, że nie opłaca się tak szybko eliminować gospodarza imprezy… Ale chyba to jednak nadużycie. Nie lubię nadużyć tej miary. Karnego nie było. Już w pierwszym momencie widać było, że Fred się położył, a obrońca (Lovren) próbował nie łapać przeciwnika, a jedynie powstrzymać przed odwróceniem się. No i czar prysł. Chorwaci próbowali, ale to słowo chyba najbardziej odzwierciedla ich poczynania. Wiem, że ciężko Brazylii się postawić, ale odrobina podań i kilka zagrożeń to mało. Czasem warto przeglądać przez własny pryzmat. Trzeci gol to już efekt tego, że Chorwacja musiała się otworzyć. Wiadomo, że takie straty są bardzo niebezpieczne, jednakże jak dla mnie brak im typowego DMC, bo ani Modrić ani Rakitić w takiej i podobnych sytuacjach nie uratują drużyny. Mimo dobrego ustawienia drużyny, potrzebny taki piłkarz w środkowej strefie, moim zdaniem.

Indywidualnie: Słuchałem znawców i ekspertów, którzy w większości głosów mówili, że Neymar nie da rady. Ja sobie to wyobrażałem tak, że nie da plamy, ale i nie pociągnie jakoś drużyny (a pociągnął?). Póki co, udowodnił, że przy odrobinie szczęścia, jest królem swojego podwórka, czyli Brazylii. Tam czuje się jak ryba w wodzie. Nikt specjalnie nie rzucił mi się w oczy pozytywnie, żeby powiedzieć ‚o ten wyrózniał się na tle całego meczu’. Neymara zaangażowanie to norma (przynajmniej w reprezentacji, klubowo mało go oglądałem). On sprawia wrażenie, jakby lubił odpowiedzialność. Lekka presja, do tego obowiązek pociągnięcia ekipy do przodu. Pokazywał się do piłek, miał jednak mały wkład w napędzanie ataków (znów: moim zdaniem). Zasłużył na MoM, bo nie było lepszych, ot. Brazylia wygrała, bo była lepsza. Wracając do indywidualności, ciężko też pochwalić rzesze piłkarzy, bo to był mecz drużyn. Jeśli ktoś wpadł w oko to negatywnie: Dani Alves, Marcelo, Hulk; z przeciwnej strony: Olić, Kovacić, Jelavić. Pierwszy najbardziej utkwił mi w pamięci za brak odpowiedzialności w dwóch sytuacjach. Co do młodziaka z Interu – oceniam wszystkich według jednych przyjętych zasad, a on przepadł na boisku. Ma talent, to na pewno, ale został rzucony na głęboką wodę. Jelavić bezproduktywny, za dużo hałasu o nic. Coś tam wracał, ale mi przypominał podróbę Mandżukića. W pierwszej połowie bardzo dobre zawody Ćorluki i Lovrena, potem popełnili trochę błędów w ustawieniach, w braku asekuracji i w konsekwencji dopuścili do tej trzeciej bramki. Na plus ten lewy obrońc Vrsaljko, który miał trochę roboty, bo Brazylijczycy stosowali dobrze znaną wymienność funkcji i pozycji. Chyba jednak najwięcej naprzykrzył mu się Oscar. Wiekich rozbieżności nie ma, ale też nikt mnie nie zachwycił. Marcelo oceniam nisko nie za samobója, a niedostosowanie do drużyny. On obok Alvesa i Hulka nie pasowali mi do tej koncepcji. Hulk w ogóle gdzieś przepadł, bo ciągle pamiętam jego mega formę z FC Porto.

Na plus: spokój Kovaca (póki go nie wyr…)

Na minus: Ofensywne akcje bocznych obrońców (obu drużyn)

 Hiszpania – Chorwacja 3:1

11′ Marcelo (og) 0:1

29′ Neymar 1:1

71′ Neymar (pk) 2:1

90+1′ Oscar 3:1

Brazylia: Julio Cesar 6 – Dani Alves 5, Marcelo 4, Thiago Silva 6,5, David Luiz 6 – Luis Gustavo 6, Paulinho 6,5 (63′ Hernanes 5) – Hulk 4,5 (68′ Bernard 6), Neymar 7 (88′ Ramires -), Oscar 6,5 – Fred 5,5

Chorwacja: Pletikosa 6 – Srna 6, Vrsaljko 6,5, Lovren 6, Ćorluka 6 – Modrić 6, Rakitić 6,5 – Olić 4, Perisić 5,5, Kovacić 3 (61′ Brozović 4) – Jelavić 3 (78′ Rebić -)

MoM: Neymar

Czas podsumowań #2

Posted: 12 lipca 2012 in Taktyka

Można zastanawiać się nad powodem odpadnięcia z imprezy Euro 2012 reprezentacji Polski już na szczeblu fazy grupowej. Jednak trzymaliśmy się dzielnie aż do trzeciego meczu, w którym mieliśmy jeszcze szanse awansować. Jedni tłumaczą to prosto: przygotowanie fizyczne. U nas weszło w krew tłumaczenie porażki przygotowaniem fizycznym do spotkania. Błędne wnioski. Ciągle to powtarzamy. Odpadnięcie Wisły z Levadią to błąd przygotowań, ale gdy przyszły inne porażki, inne ‚kompromitacje’ w europejskich pucharach to też doszukiwano się problemu w przygotowaniu. Jak było na Euro 08? Nie potrafiliśmy wygrywać pojedynków biegowych. Obrońcy odstawali fizycznie w ten sposób, że zawodnik z piłką biegł szybciej niż nasz bez piłki. Tam był problem przygotowania przed imprezą, co przykładem jest Piszczek powołany z wakacji. Na Euro 2012 też zwalamy już gromy na Smudę, że źle przygotował drużynę. Nieodpowiednie treningi, a w związku z tym kondycyjnie opadaliśmy w okolicach 30. minuty. Wtedy przychodzą pewne elementy zmęczenia, pierwszy głębszy wdech, ale do jasnej kurwy… żaden profesjonalny piłkarz nie męczy się w 30. minucie. Chyba, że po treningach w Klubie Kokosa u Wojciechowskiego – po tamtych wyciskach na asfalcie mogłoby dojść do takiego podejrzenia. Jeśli chodzi o sprawy motoryczne – w spotkaniach z Grecją i Rosją obawiałem się o dojście do pierwszej piłki. Wygrywaliśmy stykowe piłki, te drugie spadające z Grekami w pierwszej połowie. Mało było takich pojedynków z Rosjanami, ale ci lepsi, przygotowani pod względem szybkościowym i motorycznym radzili sobie jak Kuba czy Obraniak, dynamiką potrafili dojść do piłki przed rywalem. Gorzej co z tą piłką potrafili potem zrobić. Pojedynki stykowe z serii ‚kto pierwszy przy wolnej piłce’ to częsty widok na meczach, jednak bardzo mało się tu poświęca, niewiele można dobrać słów. Albo zdążył albo… źle przygotowany (powszechnie stosowane u nas).

Skupiam się na spotkaniu z Grecją w takim razie. W pierwszej połowie większość takich pojedynków wygrywamy z Grekami, którzy mentalnie są cofnięci na swoją połowę. Po straconej przez nich bramce kontrolujemy przebieg spotkania, trzymamy piłkę, nie ma zbytniego pressingu rywala. W drugiej połowie jakby coś się załamało. Nic wielkiego się nie dzieje, najpierw wpada piłka do siatki po niefortunnej decyzji Szczęsnego (i ciągu kilku indywidualnych błędów: Boenisch -> Rybus -> Perquis/Polanski -> Szczęsny). Zapanował wielki… chaos. Taktyczny. I mentalny. Panika wśród naszego zespołu, jakby powszechnie nam znana. Dlaczego? Może brak obycia turniejowego, ale gdzie mieli się ogrywać? Gdybyśmy nawet chcieli brać udział w jakiś eliminacjach (abstrakcja) byłyby nerwy czy w ogóle zakwalifikujemy się na takie mistrzostwa, tej rangi, co nie było łatwe przez poprzednie lata i tylko Leo (doceńmy człowieka) się udało. Tracimy gola, wcześniej przegrywamy kilka ważnych pojedynków jeden na jeden. Ale potem dzieje się coś niezrozumiałego. W tych piłkach stykowych przegrywamy kilka pojedynków z rzędu. Polscy gracze start do bezpańskiej futbolówki przegrywali… w głowach. Taka nasza mentalność. Nawiążę zaraz do psychologa. Po golu wielki chaos, który nie pozwala się skupić i nagle golem zbijają nasz zespół jak rzucone szkło na podłogę, które pęka na jedenaście elementów. Start do wszelkich piłek spadających, tych drugich, odbitych, przegrywamy w głowach. Nigdzie indziej. Najlepiej, moim zdaniem, określa to Boniek: gdy nie czujesz się pewnie, zaczynasz gubić się w myślach, za dużo myślisz nad rezultatem, ‚co to będzie’ i podobne wydarzenia, wtedy zaciska ci brzuch, czujesz jak przylepia się do pleców, ciężej się oddycha, impulsy mózgowe jakby wolniej reagują, organizm zaczyna odmawiać posłuszeństwa. Wszystko by się zgadzało. Później złamanie linii spalonego przez Boenischa, kolejny cios i czerwona + rzut karny. Broni Tytoń, ale Grecy czują pewien wiatr w żagle, natomiast my więcej myślimy na boisku niż gramy. Myślimy. Ale nad tym jak sobie poradzić z otaczającą presją, z Grekami, a nie myślimy nad rozwiązaniami z piłką. Gdzieś ta głowa zagotowała się wraz z przypływem niepotrzebnych emocji. Brak tego obycia w sytuacjach stresowych… psycholog. Psycholog zatrudniony przed samą imprezą nic nie pomoże. On nie może czarować, nie będzie żadnym zbawicielem i prawą ręką trenera. Taki człowiek potrzebuje określenia poszczególnych charakterów na przestrzeni czasu, a jaki ma czas, gdy zgrupowanie trwa niewiele czasu? Dlatego mógłby obserwować zachowania w ostatnim roku, gdyby się na niego zdecydowano. Nie wiem jednak czy psycholog pomoże w sytuacjach stresowych, bo przecież (1) nie graliśmy w żadnych meczach o stawkę, no i (2) pomimo pomocy, rozmowy, schematy zaszczepione w głowie, już uwarunkowane trochę genetycznie, sprzeciwią się i tak i ciężko będzie zapanować nad stresem, który prędzej czy później pojawi się w wielkiej ilości (choćby ta wielka otoczka i jednocześnie presja otoczenia na Euro 2012). Nie można szukać w tym wypadku ani winy, ani przyczyny dlaczego tak się stało z psychologiem. To nie jest żaden zbawiciel. Ma być pomocą dla kogoś, kto chętnie przyjmie tę pomoc, a nie ‚na odwal, aby psycholog był’. Problem mentalny u polskich piłkarzy to głębszy problem zaszyty i wygenerowany już w młodszym wieku, w czasach juniorskich choćby, gdzie dziecka nie przygotowuje się ze strony mentalnej praktycznie wcale, a dodatkowo na umysł wpływa środowisko, w którym przebywa, co nie jest w wielu przypadkach korzystne dla ‚utalentowanego dzieciaka’.

Nie mówię, że Lewandowski nie radzi sobie z presją. On doskonale potrafi zapanować nad tym, ale piłka nożna to zespołowy sport, dlatego nie może być układanki z 10 elementów i 1 niepasującego, bo ten niepasujący może zawalić swoją indywidualnym błędem. Wtedy obwinia się wszystkich albo jak w Polsce szuka się kozła ofiarnego (Murawski?). I rzeczywiście – jedni grali lepiej, inni gorzej ze względu na swoje przygotowanie. Problem jest głębszy i trudno określać w jednym słowie czy zdaniu problem odpadnięcia na Euro. Może i Obraniak potrafi radzić sobie z sytuacjami stresowymi, choć swoim zachowaniem po zejściu z boiska w meczu z Rosją widać było, że w nim aż kipi. Może i on źle się przygotował pod względem motorycznym, ale nie funkcjonował na pewnym etapie psychologicznym. Może i Piszczek nie ma tego problemu w Dortmundzie, bo trener wpaja im prostą filozofię – umiecie grać w piłkę, poza tym Piszczek ma asekurację w postaci Hummelsa i ufa temu zawodnikowi, a u nas? Od dwóch lat trąbi się o niepewnej obronie i trochę odciska to piętno na zawodnikach. Nie tylko to, bo całe krytykowanie Tomaszewskiego czy innych środowisk, gdzie szukamy byle afery, żeby o czymś napisać… Dobrze mówią trenerzy, którzy wręcz apelują (tu już trochę czyn desperacji, bo trzeba się pogodzić ze środowiskiem, w którym funkcjonujemy i nauczyć się ten stres zwalczać, a czasem po prostu piłkarz musi się z tym urodzić) o spokój dla drużyny.

Problem mentalny to nie jedyna przyczyna. Bo wiadomo – w spotkaniu z Czechami po stracie bramki już biegaliśmy jak jedenaście zmor, takich duchów, którzy nie wiedzą co mają począć. Więcej myślenia ‚co to będzie’, gdy przed meczem pocieszaliśmy się ‚jakoś to będzie’, niż kreacji akcji na boisku. Piłkarze więcej myśleli niż robili, co w prostocie zaszkodziło całemu teamowi. Chciałbym skupić się nad kolejnym elementem. Smuda też spalił się psychicznie, było widać przed pierwszym meczem, gdzie mógł chociaż oszukiwać zespół swoją udawaną pewnością siebie, a wolał wylewać żale u Lisa, że nie może spać. Trener jako ojciec zespołu musi pokazać zawodnikom, że nie martwi się, bo wierzy w zespół. Tu już powoli zaczynało się sypać, jakby nie patrzeć. No i problem Smudy… dobór taktyki. Pod wpływem tylu emocji. Przecież przygotowywaliśmy taktykę od grubego roku, można by rzec, bo wcześniej te eksperymenty z 4-3-3 z trzema uniwersalnymi środkowymi pomocnikami średnio się sprawdzały, więc Smuda kreował napastnika z ofensywnym pomocnikiem i dwoma ofensywnymi skrzydłowymi. Taktyka na starcie z Grecją było przewidywalna, ale i tak Kuba z Piszczkiem kilkukrotnie zaskakiwali rywali:

Taktykę znali kibice, wyjściową jedenastkę również. Dwóch zabezpieczających defensywnych pomocników, z tym zastrzeżeniem, że Smuda chciał wykorzystać Murawskiego w roli łącznika defensywy z ofensywą. Bardzo dobry wariant, biorąc pod uwagę, że w wielu spotkaniach w pewnych fragmentach gry się to sprawdzało. Kolejny problem naszej reprezentacji to właśnie wahania podczas spotkań. Do tego nakładały się starcia bez stawki, więc zawodnicy jak i trener nic sobie z tego nie robili, a ciężko było poprawiać ten element, gdy sparingpartnerów przeplataliśmy jednego lepszego z drugim gorszym. Polanski to typowy przecinak, dlatego wystawianie Dudki obok niego mijałoby się z celem, choć na początku Euro, przed tym spotkaniem postawiłbym na Dudkę obok Murawskiego. Smuda jednak był zakochany w swoich naturalizowanych lisach i w związku z tym Perquis i Polanski, a potem już Boenisch (na podstawie ostatnich sparingów coraz bliżej pierwszej jedenastki, niekoniecznie dzięki grze) mogli czuć się pewni wyjściowego składu. Takie przywiązywanie się do nazwisk nie służyło żadnemu trenerowi. Potem oczywiście taktyka się zniekształciła po zejściu Rybusa za Tytonia po wymuszonej zmianie po kartce Szczęsnego. Cóż by rzec… Piszczek nie wyglądał tak źle w tym spotkaniu jak na przykład z Czechami. Boenisch tylko był takim niepasującym elementem obrony, ale prawdopodobne, że Wawrzyniak popełniłby również indywidualne błędy (poza łamaniem linii, nie przypominam sobie takich sytuacji w lidze zbytnio). Ma problemy z defensywnymi zadaniami, ale ogólnie jest zdyscyplinowany w formacji linii. Taktyka na pierwsze spotkanie dobrana odpowiednio, mimo braku żadnego zaskoczenia przeciwnikiem, bo pomijam wymianę skrzydłowych – to norma w dzisiejszym futbolu, szczególnie mając Rybusa, który nie boi się używać prawej nogi. Nie mogło obyć się bez błędów… zmiany, a raczej ich brak. Smuda jakby spanikował, że każdy element może zepsuć ‚wymarzony’ remis, gdy gra się nie układała. Błędne myślenie, bo wpuszczenie Grosickiego nie zniszczyłoby zbyt wiele zadań defensywnych, a mogłoby rozruszać przody. Do tego Wolski, który w sparingach szukał Lewandowskiego dobrymi podaniami. Do tego pokazywał się do gry. Wiem, do Pirlo mu daleko. Stylem gry przypomina mi Modrića sprzed kilku lat.

Drugie spotkanie to taktycznie rewelacja, ale tylko na papierze:

Odpowiednie zagęszczenie środka pola dla Shirokova i Zhirkova, którzy potrafili jednym przejściem z defensywy do ofensywy posłać podanie do Arshavina lub Dzagoeva, który ze skrzydła często zbiegali do skrzydła i szukali bliższego kolegi z drugiej strony pola karnego lub po prostu napastnika Kerzhakova (wnioski na podstawie poprzedniego meczu, nie skupiałem takiej uwagi na taktyce przeciwko Włochom), dlatego zastosowanie trzech środkowych pomocników to dobry krok, by uzyskać dobry wynik. Murawski tylko na planszy mógł być ofensywnym pomocnikiem, bo momentami on wykonywał więcej asekuracji niż Dudka czy Polanski i przy odbiorach groźnych Rosjan próbował nadrobić błąd, choć zdarzały mu się proste błędy w decyzjach czy ustawieniu. Zagęszczenie wyszło nam na dobre, bo Dzagoev przestał istnieć, a Arshavin szukał sporo oskrzydlających akcji. O Piszczku zapomniano, bo wszyscy się najadają tylko ostatnim meczem (stwierdzenie ‚jesteś tak dobry jak Twój ostatni mecz’ nie odnosi się do Piszczka), a ten zaliczał sporo dobrych interwencji w postaci zatrzymań rozpędzonego Arshavina. Rzeczywiście, momentami gubił dynamicznego rywala, ale w pole karne wbiegał czy Dudka czy bliżej bramki pojawiał się naturalnie Wasilewski i podwojenie miało przynosić skutki… U nas podwojenie niekoniecznie równa się skuteczny odbiór. Czasami Arshavin jednym zwodem mógł nabrać trzech i jeszcze odegrać, ale na szczęście pozostali partnerzy w jakiś sposób byli kryci przez następnych zawodników defensywnie nastawionych. Przed meczem nie byłem dobrze nastawiony, bo to z Rosjanami to prawdziwy pokaz, że się rywala boimy, jego ofensywnej mocy… Weszliśmy nieźle w spotkanie, dopiero stały fragment gry, jakby nie mówić, niezbyt szczęśliwie sprowadził nas na ziemię. Były błędy przy kryciu, ale prędzej Rosjanie wykonali go prawidłowo z dużym ‚wgłębieniem’ w nasze pole karne. Lewandowskiego akcje można zliczyć na palcach jednej ręki. Pomimo podwojenia czy potrojenia Rosjan (Denisov lub boczny obrońca) radził sobie nad wyraz dobrze. Taki z niego niezły snajper, przypominający stylem Robina van Persiego, ale tego z Arsenalu oczywiście. Gol po indywidualnym rajdzie Błaszczykowskiego po podaniu Obraniaka w tempo (na szczęście), o czym już pisałem. Piszczek mało w ofensywie, czy zmęczenie? Raczej sporo poleceń ofensywnych. Dzięki dobrej postawie w obronie trochę zmęczyliśmy rywala. Faktycznie musieliśmy sporo się nabiegać za piłką, ale to Rosjanie zmiękli. Pierwsza poważna zmiana to było wprowadzenie Mierzejewskiego, który miał trochę zadań defensywnych, ale z takim zapasem sił tylko dopasował się do swoich kolegów, a mógł więcej brać grę na siebie i szukać przejść środkiem, bardziej do przodu, mając do dyspozycji takich skrzydłowych. W środku pola było dużo miejsca, bo Rosjanie wyraźnie się podzielili w ostatnim kwadransie, a i nie potrafili skorzystać z kilku przewag liczebnych, bo najzwyczajniej brakło im sił. Mogliśmy dobić przeciwnika, ale nie chcieliśmy, co wskazuje ta taktyka. Już druga okazja, tym razem nieco odwrotna, bo to Grecy mogli nas nabić na pal. Tak czy siak, jedna… teraz druga sytuacja na trzy punkty. Klasowa drużyna, która chce być w ósemce Euro zasłużenie(!) musi przynajmniej jedną taką sytuację wykorzystać. Nawiasem dodam, że od godziny wiedzieliśmy, że remis czy porażka… to to samo. Remis nadał złudny widok. Po porażce rzeczywiście morale byłyby słabsze, może wtedy byśmy się psychicznie otrząsnęli z pięknej przygody, snu, a tak kibice nabrali się na ‚zwycięski’ remis, a zawodnicy dodali się kolejnej porcji motywacji w strzykawce, a ta dawka była ponad miarę.

Trzecie spotkanie to już niewypał Smudy. Taktyczny. Totalny ‚babol’, gdy bramkarz puszcza piłkę do obrony między nogami.

Kiedyś trzeba wygrać, a jeśli nie teraz to kiedy? Czwartego meczu dla nas nie zorganizują. Trzeba było się liczyć, że na murawę wybiegnie silny, zmotywowany przeciwnik, który po wygranej nad Grecją będzie chciał przypieczętować awans, ale z takim napastnikiem jak ich prawdzie mówiąc nie można było się spodziewać cudów. Ale jednak wygrali(!) i awansowali(!!). Dało się. Pierwszy błąd to ponowne takie ustawienie taktyczne. Smuda jako pierwszy uległ presji ‚zwycięskiego’ remisu, który uznał za sukces. Rzeczywiście, jako pojedyncze spotkanie, które dałoby awans czy cenny punkt – sukces. Ale gdy remis równał się porażce w fazie grupowej to ten remis o kant dupy rozbić. Zaznaczyłem na planszy najbardziej ofensywnych zawodników. Czyli bocznych obrońców oraz bocznych pomocników, gdzie Jiracek potrafił szukać podwojenia na drugim boku w pierwszej połowie, jednak dzięki naszemu zagęszczeniu sporo dochodziliśmy do bezpańskich piłek, a do tego zdobywaliśmy teren. Czesi za bardzo nie mieli nic do powiedzenia, a moment ich przewagi po 30. minucie to raczej normalne w starciu równorzędnych rywali, gdzie jeden atakował i mu się nie udało i nagle Czesi poczuli wiatr. Do tego Gebre Selassie, który dla mnie okazał się objawieniem turnieju. Pokazał się zdecydowanymi ofensywnymi wejściami, wypracował jedną z bramek z Grecją, z Rosjanami również bardzo pozytywnie, a może i najlepszy pozytyw tamtego spotkania? Pomimo że nie było rezultatu, w końcu on nie może podawać i strzelać, ale akcje wypracowywał. Podobnie w tym spotkaniu. Pomimo trójki defensywnych pomocników… Boenisch zostawał sam, samotny przeciwko Jirackowi i wbiegającemu Gebre Selassie, który w normalnym pojedynku biegowym pewnie odskoczyłby naszemu lewemu obrońcy. Na drugiej stronie nieco niedoceniany Limbersky, który wszedł przebojem meczem z Grecją i na dobre posadził na ławce Hubnika (Kadlec wszedł do środka), a do tego Pilar, który w drugiej połowie nie potrzebował podwojenia w postaci Jiracka, a jednynie piłkę na wolne pole i dobry rajd, drybling przeciwko Piszczkowi, który jakby oddychał rękawami. Nie radził sobie i przez te kilka ‚jazd’ Pilara, a do tego ‚najazd’ komentatorów i tym samym Piszczek stał się ocenianym jako jednym z gorszych. Mecz mu nie wyszedł. Nawet pokusiłem się o stwierdzenie, że to jeden z wielu rozegranych spotkań tego sezonu, który mu nie wyszedł. Miał może dwa gorsze w Bundeslidze, gdzie koledzy go wspomogli. Tym razem naszym odechciało się grać od 70. minuty, wkradł się totalny chaos, jakby Smuda nie wliczał wcześniej sytuacji, że będziemy przegrywać. Wydawało mi się, że drużynę przygotowuje się na każdy możliwy wariant, szczególnie w takim krótkim turnieju, gdzie trzeba REAGOWAĆ, a nie MYŚLEĆ na boisku. Smuda wyraźnie się spalił, a strata gola dobiła jego piłkarzy. Wprowadzenie dwóch ofensywnych zawodników tylko pogłębiła wolną przestrzeń w środku i już nic nam nie wychodziło. Wejście Grosickiego również niewiele dało. Nie miał wiele czasu, ale nie jest jakoś dobrym zmiennikiem dla kadry, moim zdaniem. Nie może być traktowany w kategoriach ratunku. Może mu coś wyjdzie, ale w spójności z innymi zawodnikami. Mierzejewski, Brożek… weszli i zaczęło się przekopywanie piłek. Zawodnicy już nawet nie grali na swoich pozycjach tylko każdy czekał co zrobi kolega. Nie było żadnego pomysłu, żadnego OPRACOWANEGO wariantu taktyki w momencie takiego rezultatu. Szkoda, bo taktyką i stałymi fragmentami gry, do tego motywacją, ambicją i ‚chęcią’ można wiele zdziałać. Ale trener musi przygotować zespół taktycznie, a z każdym meczem wyglądało to coraz gorzej.  Każde spotkanie miało pozytywy w tym aspekcie, a mecz z Czechami został przegrany na starcie. Może w szatni, ale przez samo nastawienie – trzech defensywnych pomocników na mecz, w którym masz wygrać? Trochę nie tak. Nie było co oczekiwać cudów od Murawskiego, który nagle założy szybsze buty i zacznie kreować akcje. Brakowało kreatora. Co do Wolskiego (bo jako nieliczny się nasuwa), stylem przypomina takiego Maora Meliksona, ale na to spotkanie rzeczywiście się nie nadawał. Jeszcze mentalnie nie jest gotowy na grę od pierwszych minut, powinien wejść w spotkaniu czy z Rosją czy z Grecją, ale tu by się na wiele nie przydał. Wtopiłby się w ten tłum i zbieraninę. Mógłby prostopadłym podaniem uruchomić Kubę czy Lewego, ale pod warunkiem, że dostałby piłkę w tej kopaninie.

Na koniec nasuwa mi się prosty wniosek: nie ma jednoznacznego wytłumaczenia wpadki naszej kadry na Euro. Przygotowania trwały te 2,5 roku. Smuda od początku się asekurował, jakby powoli czuł zbliżający się ciężki głaz do uniesienia, tekstami, że ma niewiele czasu na zgrupowaniach, że ciągle kontuzje i tak dalej. Więcej asekuracji niż wpajania, że zespół mamy dobry. Czasem kurtuazja Leo czy Roberta Maaskanta może wyjść na dobre zespołowi. Opowiadanie bajeczek… szczególnie drużynie reprezentacji, która jeszcze nie miała okazji zawieść, bo nie grała meczów o stawkę, więc mogli zaufać trenerowi i jego słowom. Smuda nie umiał podejść do sprawy od strony mentalnej czy taktycznej. Sporo błędów, ale nie dostrzegałbym złego przygotowania fizycznego, nawet jeśli przebiegliśmy najmniej (doszukiwanie się argumentów przez ‚świetne’ media). Media chciały Smudę, dziś go zgnoją. Prosta polska logika, ale nauczmy się szanować ludzi. Zbyt dużo błędów, do tego niewielkie szczęście, którego nie wykorzystaliśmy (wspomniane starcia z Grecją i Rosją), a w rezultacie nie wyszliśmy z grupy. Można też uwierzyć, że tym razem było najbliżej. O ile będziemy grać na wielkich imprezach to… w końcu się uda. Może i z najmniej spodziewanym trenerem. Zobaczymy. Ja jestem z tą reprezentację na dobre i na złe.

Hiszpanie Mistrzami Europy

Posted: 2 lipca 2012 in Euro 2012, Opinie

Nikt nie mógł spodziewać się tak wysokiego zwycięstwa. Wszyscy oczekiwali zaciętego boju Hiszpanów, którzy kroczą od tytułu do tytułu z Włochami, którzy wyeliminowali po drodze faworyzowanych Niemców. Już w trakcie spotkania z Niemcami twierdzono, że Włosi mieli 48h mniej odpoczynku, a jednak przebiegli więcej i wyglądali lepiej kondycyjnie, co pozwalało im spełniać założenia taktycznie. Dziś znów te tłumaczenia o zmęczeniu turniejem i jednak tym razem ‚sprawdziły się’. Drużyna Włoch i tak niewiele odstawała, bo z powodu urazu musiał zejść Motta i nikt go nie mógł już zastąpić. Stąd strata ok. 6km do Hiszpanów. Posiadanie było na podobnym poziomie, co dziwiło wielu ekspertów, ale przecież Hiszpanie momentami zagrywali niecelnie, natomiast w pierwszej połowie Włosi chcieli przejąć inicjatywę, wyszli wysoką obroną i posiadali piłkę sporą część czasu.

W pierwszej połowie nie zapowiadało się na katastrofę, choć taktyka w porównaniu do pierwszego meczu całkiem inna, bo nie z trójką środkowych obrońców, a normalna czwórkowa linia defensywy. Wiadomo – w fazie grupowej chodziło głównie o to, by nie przegrać pierwszego meczu. Gdy przegrywasz pierwsze spotkanie musisz pozostałe oba wygrać. Drugim powodem defensywnego ustawienia w spotkaniu z Hiszpanami była niepewność tego zespołu. Nie wiedzieli czego mogą się spodziewać po sobie i normalnym było zachowawcze ustawienie przeciwko Hiszpanom, którzy jak zwykle znaleźli się w gronie faworytów imprezy. W tamtym spotkaniu to Włosi zaskoczyli kontrą i wyszli i na prowadzenie, ale nie udało im się w swoim stylu dowieźć tego wyniku, bo za chwilę odpowiedzieli Hiszpanie.

Tym razem Włosi byli pewni swego, poza tym nie warto było zmieniać czegoś, co zafunkcjonowało z Anglią (pomimo rozstrzygnięcia w karnych to i tak już od 46′ dominowali na boisku) oraz znalazło potwierdzenie w spotkaniu z Niemcami. Trzeba było spróbować tego samego z Hiszpanią – nie było wyboru. Po trochę wydaje mi się również, że Prandelli bał się ‚wieszać’ widowisko za oknem. Po prostu jego defensywne ustawienie z piątką w obronie zabiłoby to spotkanie. Chciał wyjść i zaatakować, podobnie jak z Niemcami, którzy jednak pokazali swoje słabości w obronie. Hiszpanie takich nie posiadają. Nie tracą zbyt wielu bramek. Prandelli postawił wszystko na jedną kartę, wysoko ustawiając obronę.

Co do bramek – Chiellini okazał się słabym wyborem na lewą obronę. Może i tak grywał w Juventusie, ale błyskawiczny Fabregas, lepiej ustawiony do tej prostopadłej piłki wykorzystał swoje wyjście i świetnie w tempo zagrał na wbiegającego Silvę. Hiszpanie w całym spotkaniu rozumieli się znakomicie, dlatego należało tylko im przyklasnąć. Na pewno Chiellini swoją dobrą postawą wywalczył miejsce w podstawowej jedenastce, jednak… piłkarze Włoch z każdą minutą cierpieli na boisku. Może w pierwszej połowie nie było tego widać po grze, jednakże pierwszą ofiarą padł kontuzjowany Chiellini i wszedł dynamiczniejszy i bardziej niezawodny w dalszej części meczu Balzaretti. Potrafił wejść lewym skrzydłem i wymienić kilka podań. Starał się szukać też dośrodkowań i rozruszał trochę szyki ofensywne, jednak Hiszpanie potrafili podwoić czy potroić atak na piłkę, jednocześnie mając asekurację z tyłu. Przy drugim golu rozegranie na małej przestrzeni, odegrał Alba do Xaviego, ten wyczekał, aż lewy obrońca włączy się pod akcje i będąc na pełnej szybkości dostał zagranie prostopadłe pomiędzy obrońców. Nie było spalonego, zawodnik wyszedł sam na sam i uderzył perfekcyjnie. To włączenie pod akcję ofensywną zrobiło niebywałe wrażenie. Zawodnik przebiegł około 70 metrów, a do tego dostał piłkę i po prostu zrobił swoje, wygrywając pojedynek z bramkarzem (i to nie byle jakim). Włosi dostali drugi cios, praktycznie do szatni. W drugiej połowie ruszyli na przeciwnika, ale di Natale najpierw nie wykorzystał szansy w 47′ z główki, a potem w 53′ znakomitą sytuację obronił Casillas. Musiał di Natale strzelić i dać jeszcze nadzieje Włochom, którzy mogliby ruszyć do ataku. Wszystko się posypało po kilkuminutowym wejściu Motty. Zawodnik niczym nie zawinił, nie dostał żadnej kartki, a musiał zejść i osłabić zespół, bo doznał kontuzji podczas biegu (słaba rozgrzewka? być może). W tym momencie Włosi nie mogli już myśleć o opanowaniu środka pola, bo mieli osłabienie w postaci jednego zawodnika i było widać, że koledzy z pomocy bardziej się koncentrują na łataniu dziury, a boczni obrońcy już nawet nie mogli wbiec w akcję ofensywną. Od około 73-75. minuty Hiszpanie założyli ‚siatkę’ pressingu w postaci sześciu zawodników bardzo wysoko nawet wbiegając na poziom pola karnego, gdy atakowali bocznych obrońców. W ten sposób Włosi nie mogli wyjść podaniami po ziemi, a długie piłki na ogół przegrywał Balotelli, który momentami wracał do obrony i wspomagał, ale po odzyskaniu piłki jego drużyna nie miała pomysłu i nawet niewiele mógł zrobić. Włosi totalnie bezradni w końcówce stracili gole, które strzelili jokerzy z ławki. Torres (który został królem strzelców) oraz Mata. Koledzy z Chelsea przypieczętowali wielką wygraną. Dziś Włosi nie funkcjonowali, dostawali cios za ciosem w postaci kontuzji i bramek i ostatecznie polegli, ale i tak na Euro 2012 zaprezentowali się pozytywnie i mimo dużego potencjału srebrny medal to ich osiągnięcie w tym roku. Brawo dla obu drużyn. Hiszpanii trafił się ten doskonały mecz, na który czekała większość Europy. Narzekano na styl, ale dziś, mając więcej miejsca mogli pozwolić sobie na rozegranie, a po strzelonej bramce na luz i totalną kontrolę spotkania. Nasunęło mi się jeszcze jedno – gdy Włosi pokazywali, że potrafią zaatakować to Hiszpanie konsekwentnie przetrzymywali piłkę, by wybić przeciwnika z uderzeniami. Robili tak z każdym, a dziś dobitnie pokazali to z Włochami, którzy po odzyskaniu szybko tracili i nie mogli na dłużej utrzymać się przy piłce. Przy grze w dziesiątkę już nie było mowy o odrabianiu strat, bo brakowało argumentów w postaci akcji ofensywnych choćby.

Hiszpania – Włochy 4:0

14′ Silva 1:0

41′ Alba 2:0

84′ Torres 3:0

88′ Mata 4:0

Hiszpania: Casillas 7,5 – Arbeloa 7, Jordi Alba 8,5, Pique 7,5, Ramos 7,5 – Xavi 9, Busquets 8, Xabi Alonso 7,5 – Silva 8 (58′ Pedro 7), Iniesta 8,5 (87′ Mata), Fabregas 8 (75′ Torres 8)

Włochy: Buffon 6 – Abate 6, Chiellini 5 (21′ Balzaretti 7), Barzagli 5, Bonucci 5 – Pirlo 7, Marchisio 5, De Rossi 6, Montolivo 5 (57′ Thiago Motta) – Cassano 6 (46′ Di Natale 6), Balotelli 6

MoM: Xavi

Mieć swój dzień

Posted: 29 czerwca 2012 in Euro 2012, Opinie

Prawdziwe przedstawienie jednego aktora można by złudnie stwierdzić, jednak to Włochy jako cały zespół zapracowały sobie na zwycięstwo i na awans. Grali dobrze w defensywie i zarazem dobrze w ofensywie, a mało zespołów potrafi utrzymać równowagę obu tych ‚wartości’ przez 90 minut. Czasem zdarzają się błędy w którejś części (wg Włochów lepiej popełniać błędy z przodu, bo te z tyłu mogą być nie do odrobienia), jednak Włosi nie mieli najlepszego wejścia w mecz. Ba, Niemcy przez pierwszy kwadrans naciskali i mogli wykorzystać jedną z dwóch stuprocentowych sytuacji, gdy Buffon zaliczał niepewne interwencje wraz ze swoimi obrońcami, którzy wejściami praktycznie w jego strefę stwarzali zagrożenie dla samego bramkarza. Oczywiście zmuszały ich dobre dośrodkowania Kroosa z prawej strony, miał dobre wejście w spotkanie, równie aktywny był Podolski na lewej flance wspierany przez Lahma. Później, w 20. minucie Włosi doczekali się swoją wytrwałością, do tego przeprowadzili jedną (pierwszą) z faktycznie efektownych akcji, gdzie Cassano wziął na siebie dwóch obrońców, gdzieś obok stał trzeci z Niemców, który czekał tylko na odbiór przez Hummelsa i Boatenga, jednak Cassano piruetem zabawił się z rywalami i co najważniejsze – utrzymał koncentrację do końca i dośrodkował wprost na Mario. Ten zrobił krok do przodu, potem się cofnął zabierając ciało i jednocześnie uciekając z radaru Badstubera, który już całkowicie zgubił krycie, ale prawdzie powiedziawszy, Balotelli wypracował sobie znakomitą pozycję i uderzył idealnie dograną piłkę. Badstuber jakoś tam próbował łapać napastnika, ale to bardziej z rozpaczy. Mocno krytykują stopera Niemiec, ale bardziej za akcję pochwaliłbym Balotelliego. Świetne zachowanie. Po tym golu Niemcy jakby spuścili z tonu. Wkradło się w ich szeregi (Niemców! Nie zdarza się to zbyt często przy ich opanowaniu taktycznym) zagubienie, jakby zapomnieli jak mają grać, stracili koncepcję. Do tego nie mieli pomysłu jak odrabiać straty, bo Włosi jakby o niebo lepiej prezentowali się w obronie i tylko pojedyncze akcje przepuszczali jak Lahma, który bardzo ofensywnie włączył się, ale uderzył ponad poprzeczką. Niemcy mieli sporadyczne akcje, pomimo że więcej czasu spędzali pod bramką Włochów. Co z tego, że mają posiadanie, skoro Włosi dobrze ustawieni potrafili przechwycić i ruszyć z akcją?

Przy drugiej bramce znakomite długie zagranie Montolivo, który zauważył wybiegającego Balotelliego. Obaj Włosi jakby wykorzystali fatalne ustawienie formacji obronnej, która była jakby rozstrzaskana – gdzieś przy linii środkowej stoperzy, a z tyłu asekurujący ich Lahm, który powinien szybko wyrównać linię, a jednak uprzedził go Montolivo długim podaniem (celnym, znakomitym) do Balotelliego. Mario przyjął piłkę, ruszył do przodu, ale nie próbował żadnych zwodów i nic z tych rzeczy, a po prostu uderzył na siłę. Myślałem, że przestrzelił, ale piłka idealnie naszła mu na nogę i tak podkręciła, że wpadka w prawe okienko. Neuer znów bez szans. Bramkarz na pewno czuje bezradność wobec swoich obrońców, którzy tym razem zachowali się kiepsko jako formacja. Balotelli jeszcze zdołał podkręcić piłkę, było sporo siły, ale trafił w jej dobry punkt. Do przerwy mogli uspokoić grę i wprowadzić Niemców w jeszcze większą niepewność. Sporo ‚kopaniny’ w ostatnich pięciu minutach, które wytrąciły Niemców z poczucia czasu.

Po przerwie musieli ruszyć do ataku, a trener zdjął Podolskiego i Gomeza, a według mnie powinien zejść któryś z bardziej defensywnie usposobionych graczy, może odważna decyzja ze Schweinsteigerem? Później, w drugiej połowie, również popełniał głupie błędy, a jedno z jego podań do tyłu trafiło do Włochów. Jednak moim zdaniem powinien zejść Kroos, który w ofensywie wiele nie namieszał, a i w defensywie jakby odpuszczał swoje zadania. Rozumiem, że skrzydłowy, ale stał się bezproduktywnym na przestrzeni pierwszej części gry. Grał do końca, ale niczym już nie zaskoczył poza pierwszym kwadransem. Niemcy rozbici, nie mieli pomysłu na akcje i Włosi w niektórych momentach mieli wiele miejsca i ruszali do ataku głównie lewą stroną Lahma, który ofensywnie wchodząc pozostawiał sporo miejsca na akcje m.in. Balzarettiego, który swoimi ofensywnymi wejściami pokazał, że czy gra na prawej czy lewej stronie, nie robi mu to różnicy. Co ciekawe, Chiellini na lewej obronie to też odważny krok, jednak przy wsparciu De Rossiego i jego umiejętnościach momentami wbiegał ofensywnie stwarzając podwojenie na połowie przeciwnika. Włosi odbierali piłki w środkowej strefie, czy odbiór odbywał się przy dryblingu Ozila czy po głupiej stracie przy wyprowadzaniu, tak Włosi nie potrafili wykorzystywać prezentów. Mieli szybkie zrywy, brawo#1. Potrafili rozszerzyć formację obronną i zostawiali Badstubera na samym środku, będąc w konsternacji. Piłka szybko schodziła do Marchisio, który mógł mijać rywala lub podawać. Po poślizgnięciu się Badstubera minimalnie chybił. Później, Montolivo, który zagrał bardzo dobre spotkanie i pojawiał się głównie w ofensywnych formacjach, zszedł i trener wprowadził Mottę dla wzmocnienia drugiej linii pod względem defensywnym. Niedługo odezwał się Loew i do gry dał Mullera, który zmienił Boatenga i wtedy Niemcy zaryzykowali – zostali praktycznie trójką w defensywie, a tak naprawdę pozostawał sam Badstuber, bo piłkę wyprowadzał Hummels, poza tym wchodził na dośrodkowania, a akcje starał się zamykać Lahm, dlatego Włosi mogli stworzyć sobie jeszcze jedną podobną sytuację, ale również Di Natale zawiódł.

Po Niemcach trzeba było się spodziewać tego spokoju, wyrachowania, a trafił im się szczególnie słaby dzień. Myślę, że gdyby dziś grać, bardzo prawdopodobny byłby wynik 0:0, bo Niemcy nie popełniliby dwukrotnie tych samych błędów. Mecz meczowi nierówny, Niemcom się trafił gorszy wieczór i polegli, ale nie z byle kim, bo z Włochami, którzy już drugi raz z rzędu pokazali, że są groźni i zasługują na medal Euro. Do tego warto zaznaczyć, że z każdym meczem rozkręcają się w ofensywnie, bo w defensywie, jak na Włochów przystało, rzadko się mylą. Pokazali to inauguracją grupową z Hiszpanią. Z tyłu bardzo niewiele pomyłek. Zasłużyli na awans do finału, tu raczej nie będzie sprzeciwu, ale czeka ich trudny mecz. Hiszpanie już z Portugalią zagrali gorzej, mieli sporo niedokładnych podań, co jest ich kluczem, dlatego teraz na pewno ich skuteczność pod tym względem wzrośnie, poprawi się.

Pod względem taktyki zaimponowało mi to u Włochów, że wymieniali się pozycjami. De Rossi i Marchisio to nie są boczni pomocnicy ani tym bardziej skrzydłowi. Potrafią popracować w defensywie, natomiast na bokach wspomagali ich Balotelli czy biegający wszędzie Cassano, rzeczywiście, dużo czasu spędzali na skrzydłach, ale wykorzystywali Ci piłkarze wolne pola. Swoją wymiennością pozycji po prostu wymieszali w głowach Niemców. Pokazali, że żaden z piłkarzy nie jest przywiązany do pozycji, może poza Pirlo, któremu i tak nie dało się odebrać piłki. Zagrał niezłe zawody, ale żeby go wychwalać ponad niebiosa? On wprowadza po prostu spokój w linię pomocy i całe poczynania ofensywne. Włochy jako zespół spisali się na medal. Jeszcze walka o złoto 1 lipca!

Niemcy – Włochy 1:2

20′ Balotelli 0:1

36′ Balotelli 0:2

90+2′ Ozil 1:2

Niemcy: Neuer 6 – Boateng 6 (71′ Muller 6,5), Lahm 5,5, Hummels 6,5, Badstuber 5 – Schweinsteiger 4, Khedira 7 – Kroos 6, Podolski 6,5 (46′ Reus 6,5), Ozil 6,5 – Gomez 5 (46′ Klose 6,5)

Włochy: Buffon 6 – Balzaretti 7, Chiellini 7,5, Barzagli 7, Bonucci 7 – Pirlo 7,5, Marchisio 7, De Rossi 7,5, Montolivo 8 (64′ Thiago Motta 7) – Cassano 8 (58′ Diamanti 6,5), Balotelli 8,5 (70′ Di Natale 6,5)

MoM: Mario Balotelli

PS Nie warto już się chować…

Półfinał na poziomie

Posted: 28 czerwca 2012 in Euro 2012, Opinie

W powietrzu wisiał wielki pojedynek w pierwszym półfinale. Popatrzmy w naszym kontekście – marzyło nam się przejście nawet ćwierćfinału. Falowaliśmy o tym w obłokach gdzieś głęboko na niebie, ale w wielkiej czwórce Euro 2012 nie ma drużyny jako niespodzianki. Wszyscy zasłużenie, czyli Niemcy, Włochy, a do tego dzisiejsi rywale Portugalie i Hiszpanie. Żadnej niespodzianki w postaci Czechów czy Chorwatów, którzy awansowaliby do wielkiej czwórki. Nie było na to najmniejszych szans. Sam awans z grupy Euro byłby naszym sukcesem, a trochę powinien być obowiązkiem, skoro jesteśmy gospodarzem (należało wygrać chociaż ten jeden mecz).

Świetne spotkanie, pomimo niewielkiej ilości strzałów. Sporo zrywów do gry, a co najważniejsze – Portugalczycy nie kalkulowali, ich trener wystawił ten sam skład, który nie zawodził, i co najważniejsze, z napastnikiem. Nie wrzucał jeszcze jednego środkowego pomocnika dla zagęszczenia zostawiając na bokach ofensywnie Cristiano Ronaldo i Naniego. Brawo za to. Nawet z trójką w środku i świetnie grającymi bocznymi obrońcami Portugalczycy sporo namieszali w tym spotkaniu i mieli fragmenty gry, gdzie zdecydowanie przeważali. Bardzo ważny element – spadające drugie piłki, tzw. piłki odbite – zawsze w powietrzu czy na ziemi Portugalczycy wyprzedzali Hiszpanów, a jeśli większość takich piłek zbiera przeciwnik, znaczy, że zaczyna lub po prostu kontroluje przebieg spotkania. Bardzo ofensywne wejścia szczególnie Contreao po boku, po którym biegał Cristiano Ronaldo sporo namieszały i pokazały, że Arbeloa może ma swój ciąg do przodu, ale z tyłu w wielu sytuacjach potrzebował wsparcia Pique. Mało na bokach pomaga Busquets, bo zadania defensywne na dzisiejsze spotkania otrzymali również Silva i Iniesta, którzy pomagali na swoich stronach w defensywie. Muszę powiedzieć, że spora część piłkarzy zasługuje na noty pochwały. Naprawdę, mimo małej ilości strzałów to obie drużyny dziś sporo się napracowały, a Portugalczycy swoim ustawieniem, wysokim pressingiem (nawet do 80. minuty potrafili przycisnąć rywala i zmuszać go do rozgrywania na swojej połowie, szukając błędów indywidualnych) zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko. W obronie najlepszy Pepe, który moim zdaniem zasłużył na wyróżnienie bohatera spotkania. Znakomite zawody, jeden z najlepszych stoperów tych mistrzostw. Pokazał swój kunszt. Pamiętam go z występów w Porto i tam to się wyróżniał, więc nie bez powodu swego czasu trafił do Realu. Alves też nie popełniał błędów, do tego Pepe zaliczył sporo dobrych interwencji, wygrywał główki w powietrzu, wychodził do pressingu, gdy był zmuszony, a automatycznie w asekuracji pojawiał się Veloso. Tego zawodnika ciężko określić defensywnym pomocnikiem. On, razem z Moutinho i Meirelesem, pracowali na całym obszarze boiska. Może on z większą ilością zadań defensywnych, ale sporo zagrywał z przodu, dużo akcji przechodziło przez niego. Pojawiał się też na bokach. W jednej sytuacji trochę krytykują Meirelesa za zagrania do tyłu do Ronaldo, którego zastopował. Jednak piłka prostopadła przed obrońcę była bardzo ryzykowna, bo ten był ustawiony wyżej względem Meirelesa, a zbyt mocna piłka to idealne dla Casillasa. Dlatego takie podanie było jedynym dobrym rozwiązaniem do Ronaldo (biorę pod uwagę trudną sytuację Meirelesa, pełny bieg, ustawienia rywali, co by nie mówić, niezłe). Mógł jednak zagrać na drugie skrzydło, do Naniego, który wybiegał na czystą pozycję wykorzystując swoją szybkość.

Portugalia mogła się podobać na przestrzeni pierwszej połowy, bo się nie bała Hiszpanów. Nie chowała się za podwójną gardą, tylko chciała zadać cios. Sędzia w pierwszej połowie sporo przeszkadzał piłkarzom, mimo że pozwolił na kilka ostrych starć. Potem kilka głupich decyzji jak zatrzymanie akcji Naniego, który jak popędził to poczuł, że to jego idealna sytuacja. Nie dziwię się, że Portugalczykom puszczały nerwy, ale i tak nie dostali wielu kartek. Tylko Contreao w pierwszej połowie. W drugiej części gry sędzia się poprawił, ale i tak przytrafiały mu się babole, dlatego Turcy, można śmiało powiedzieć, zawiedli i obniżyli tym samym opinię o sędziowaniu na tym Euro. Może dziś się zdecydowanie poprawi.

Co do Hiszpanów – na pewno zejście Xaviego mnie zaskoczyło, z drugiej strony miał kilka niedokładnych podań, na pewno procent zagrań celnych i niedokładnych przekładał się w inny sposób niż w poprzednich spotkaniach. Hiszpanie pod pressingiem zorganizowanej obrony Chorwatów czy Francuzów nie mieli problemów z wymianą piłek, tak dziś, z trójką ofensywną w Portugalii musieli sobie radzić podając więcej piłek wzdłuż boiska, do tego dochodzili boczni obrońcy. Alba zagrał niezłe zawody, bo biegał i w ofensywie, i w obronie zaliczył kilka dobrych odbiorów, interwencji. Hiszpania wypadło całkiem słabo na tle Portugalczyków. Busquets mógł się podobać w środkowej części, bo może niewidoczny, ale odwalał trochę czarnej roboty momentami. Portugalczycy dzięki swojemu wyszkoleniu technicznemu w głównej mierze mogli postawić równe warunki Hiszpanom. Wiadomo, że siłowa drużyna nie mogła by się opierać i tak swobodnie ‚przebierać’ piłką. Ramos też nie najlepiej się zaprezentował, a został wybrany bohaterem meczu. Może inaczej – przyzwoity występ i nic więcej. Kilkukrotnie Pique spóźniał się do Hugo Almeidy, który oddawał takie strzały na siłę, jakby wiedział, że przy dokładnym mierzonym strzale nie miał szans z Casillasem. No właśnie… Hiszpanie może mieli problemy (co rzadko się zdarza), ale mają w bramce jednego z najlepszych bramkarzy na świecie, co jeszcze podbija ich wartość i jednocześnie trudność zdobycia gola przez rywala. Może nie szalał w bramce, bo ciężko nacisnąć Hiszpanię i dominować większość czasu, ale robił to co do niego należało.

Sporo żółtych kartek w ostatecznym rozrachunku, co tylko dodaje smaczku temu spotkaniu, choć bałem się, że któryś z obrońców wyleci z murawy, bo jeszcze zostało 30 minut gry, około, a cała obrona miała na swoim koncie przewinienia. Do tego Veloso. Co do zmian… myślałem, że Bento będzie się bał wprowadzić Nelsona Oliveirę na to spotkanie – chłopak otoczony przez kilku Hiszpanów nie potrafił nic zrobić. Do tego jego zagranie z pierwszej piłki do Cristiano Ronaldo prosto do nogi Busquetsa. Uważam, że wielu selekcjonerów bałoby się wystawić tak młodego chłopaka, nawet z ławki. Jednak takiemu łatwiej wejść z ławki, bo nie ma praktycznie stresu, choć wynik jest bezbramkowy i trzeba strzelać, a jest się zawodnikiem stricte ofensywnym. Później Bento, w dogrywce, stawiał jeszcze bardziej na ofensywę wprowadzając Custodio i Varelę, jakby szukał ostatniej akcji i rozstrzygnięcia tuż przed karnymi, choć to Hiszpanie stworzyli sobie kilka klarownych sytuacji w dogrywce. Wejście Fabregasa nie było kluczowe, natomiast Jesus Navas i Pedro specjalnie wprowadzeni dla oskrzydlenia akcji i uniknięcia strat w środkowej strefie, gdzie środkowi pomocnicy szybko wykorzystywali jeszcze jedną trójkę stojącą z boku. Dzięki temu Hiszpanie mieli większą przewagę na skrzydłach, szukali zejść do linii i zagrań do wbiegających piłkarzy. Pedro mógł się naprawdę podobać. Spotkanie stało na dobrym, bardzo dobrym poziomie, a wielu piłkarzy zaprezentowało się z bardzo dobrej strony, mając na przeciwko rywala z najwyższej półki.

Portugalia – Hiszpania 0:0 d. 0:0 k. 2:4

Portugalia: Rui Patricio 7,5 – Joao Pereira 8, Contreao 8,5, Pepe 9, Alves 7,5 – Veloso 7,5 (106′ Custodio 6,5), Meireles 8 (113′ Varela), Moutinho 8 – Nani 7, Cristiano Ronaldo 7,5, Hugo Almeida 6,5 (81′ Nelson Oliveira 5)

Hiszpania: Casillas 7,5 – Arbeloa 6,5, Alba 7,5, Pique 7,5, Ramos 7 – Xavi 6,5 (87′ Pedro 7,5), Xabi Alonso 7, Busquets 7 – Silva 7 (60′ Navas 7,5), Iniesta 7, Negredo 6,5 (54′ Fabregas 7)

MoM: Pepe

Czas podsumowań #1

Posted: 26 czerwca 2012 in Taktyka

W tym wpisie skoncentruję się na sytuacjach bramkowych naszej reprezentacji. Czyli dwie bramki ze spotkania z Grecją, potem dwa trafienia z Rosji oraz niechlubna strata z Czechami i ostatecznie porażka. Zacznijmy od początku.

a) Trafienie Lewandowskiego ze spotkania z Grecją w 19. minucie.

Najpierw podanie Obraniaka do Błaszczykowskiego, którym to złowił aż trzech graczy odpowiednio ponumerowanych. Może i piłkarz z jedynką nie wykazuje już w tym momencie wielkiego zaangażowania, ale w pierwszej fazie akcji jedynka i dwójka ze zdecydowaną szybkością nabiegli na rozpędzonego Kubę, jednak tylko jeden piłkarz skoncentrował się na naszym skrzydłowym i nie doszło nawet do podwojenia (ciężko o to, gdy Kuba wbiega na pełnej szybkości, z drugiej strony brawo za dośrodkowanie Błaszczykowskiego w pełnym biegu na odpowiedni punkt). Dobre dośrodkowanie na Lewandowskiego. Moim zdaniem świetną robotę odegrał Rybus, który zwrócił uwagę Papastathopoulosa, który zobaczył wbiegającego zawodnika naszej kadry i przez chwilę poczuł, że musi odciąć go od podania, jednak gdy zauważył, że piłka nieco wyżej szybuje, zapewne poczuł, że w pole karne wbiegał jeszcze jeden polski zawodnik, a impuls działania Papastathopoulosa był zdecydowanie spóźniony, by zareagować, dlatego musiał liczyć na Torosidisa, który nie nadążył i wyraźnie spóźniony nie zdążył do akcji Lewandowskiego. Robert znalazł miejsce dośrodkowania i wykorzystał jeszcze jeden błąd (bo dodam, że jeszcze tą akcją i skupieniem się trójki graczy na Kubie rozszerzyliśmy trochę linię gry i naturalnie znalazło się więcej pola dla naszych piłkarzy) bramkarza, który najpierw wyszedł, a potem, gdy poczuł szybującego w powietrzu Lewandowskiego zaczął wykonywać powrót, ale już to bardziej było w geście naturalnego ruchu do tyłu. To był Chalkias tym razem (jeszcze grał na ME).

b) Kolejna sytuacja to trafienie Greków na początku drugiej połowy. Nie weszliśmy w to spotkanie i było to widać po pierwszych fragmentach, a potem grad ‚małych błędów’, które z odrobiną pecha przekształciły się w bramkę dla przeciwników.

Po kolei: najpierw przegrany pojedynek Boenischa, gdzie przepuścił podanie do Torosidisa, który wyczuł ofensywne wejście. Zanim się ocknął z wyprawy można stwierdzić, że było pozamiatane, bo odwrócił się i dopiero obejrzał sytuację. Pewniejszy start do akcji miałby pewnie, gdyby nie Rybus, który go miał zaasekurować w obronie. Nie zrobił tego. Widać, że odbiór nie był jego najmocniejszą stroną. W pojedynku z Torosidisem nie stracił wiele, pomimo tego nie udało mu się zatrzymać dośrodkowania. Kolejna zastanawiająca postawa to reakcja albo brak reakcji Polańskiego, który doskonale widział, że Salpingidis wbiega w pole karne. Zawodnik grecki jakoś wierzył, że dojdzie do piłki, pomimo że miał zdecydowanie większą stratę niż Perquis, którego postawa mogła zastanowić, choć z drugiej strony biegł do pomocy Rybusowi na bok obrony, więc… Polanski lub Murawski są pierwszymi którzy mają w sytuacji podbramkowej zbiec i pomóc koledze, łatając dziurę, szczególnie że Wasilewski był zajęty kryciem swojego przeciwnika (na czerwono poniżej):

Krycie Wasilewskiego moim zdaniem prawidłowe, choć Gekas mu się urywał,  to w tej sytuacji Wasilewski nie pozwalał rywalowi, żeby ten pierwszy był przy piłce. Bardzo niezrozumiałe wyjścia Szczęsnego (choć właśnie te piłki pomiędzy linię obrony i bramkarza mają to do siebie, że mają wnieść sporo niepewności w poczynania zawodników, taki ‚popłoch’). Wasilewski sprawdził się, ale bardziej przeszkodził mu Szczęsny w skutecznej interwencji. Szczęsny wybiegł z bramki do lecącej piłki, a Wasilewski odwalił kawał solidnej roboty nie pozwalając dojść do piłki Gekasowi. Przyszedł pech, bo nadepnął niefortunnie na tę piłkę, przy okazji uważając na wybiegającego Szczęsnego co musiało wpłynąć na jego interwencję – pomimo wszystkiego, Wojtek powinien zostać w bramce. Nadal na słowa krytyki zasługuje Polanski, który nie poczuł nawet przez chwilę, że musi biec za Salpingidisem, który nawet po trochu liczył, że Gekas choćby odegra do niego i będzie miał czystą sytuację strzelecką. Sporo błędów indywidualnych pojedynczych piłkarzy, co wykorzystali Grecy. PS Wejście Torosidisa to kolejny dowód na to (dziś już oczywisty dla przeciętnych kibiców nawet), że boczny obrońca musi umieć podłączyć się pod akcję ofensywną w odpowiednim momencie na już dobranej szybkości. Bo wejściem w linię, a brakiem reakcji kolegi z zespołu posyła się na pozycję spaloną i powoduje jednoczesne ustawienie się szyku defensywnego po tej stronie (zagęszczenie, podwojenie etc.). Jeszcze sytuacja przy czerwonej kartce Szczęsnego: ewidentne złamanie linii Boenischa przy pułapce ofsajdowej, nie ma o czym się zbytnio rozpisywać nawet.

c) Stracona bramka z Rosją, gol Dzagoeva w 37. minucie.

Pierwsze spostrzeżenie: długie wykonywanie stałego fragmentu gry przez Rosjan, małe przebieżki przy polu karnym, ‚wpychanie’ naszych w obręb własnej szesnastki. Arshavin umie dośrodkować piłkę, dlatego nie ma problemu z minięciem muru, bo kieruje piłkę w ciałkiem inny sposób. Pierwszy Rosjanin po lewej kryty szczelnie przez Wasilewskiego. Może i to przemyślane, sam nie wiem, ale ściąga uwagę naszego stopera na siebie i nieco się oddala na bliższy, lewy z naszej perspektywy, słupek. Dzięki temu robi miejsce za plecami dla swoich partnerów na piątym metrze.

Piłki nie dosięga Lewandowski, co jest całkowicie zrozumiałe. Piła skierowała się na zawodnika rosyjskiego, który robi kroki w kierunku piłki i wyskakuje przed Wasilewskim, który chciał mu zdecydowanie przeszkodzić, ale musiał też kierować swoją uwagę na wbiegających zawodników zza plecy, ale przy wyskoku i tak nie dosięgnął piłki.

Do jednego z rywali zdecydowanie spóźniony Piszczek, gdzie rywal uciekł mu zdecydowanie na początku akcji, gdy dobrze wyczuł moment zagrywania przez Arshavina, natomiast Piszczek dopiero zrobił start i gdy piłka przeleciała nad Lewandowskim stracił panowanie nad drugim rywalem. Przy stałym fragmencie gry na piłkę kieruje się aż dwóch Rosjan, ale kto kryje drugiego? We wcześniejszych ujęciach wydawało mi się, że Boenisch, ale nawet nie zdołał zrobić koła i zaatakować rywala, a przede wszystkim piłki, bo rywale jakby go odcięli (za bliska odległość przy bramce, w związku z czym Boenisch nie chciał ‚przeszkadzać’ Tytoniowi. Tytoń dobrze się zachował w tej akcji wyczekując do końca, bo swoim wyjściem raczej ułatwiłby zachowanie piłkarzy rosyjskich, z drugiej strony piłka praktycznie w jego strefie, ale dolatująca tak ‚znikąd’, bo cała sytuacja trwa tylko dwie sekundy z jakimś uchybem). Boenisch ma pretensje o krycie, ale w rzeczywistości za plecami ma Perquisa na dalszym słupku, który kryje swojego przeciwnika. Stałe fragmenty gry to specyficzna metoda na rywala, szczególnie takiego, którego w bardzo łatwy sposób jest rozmontować jego organizację w bliskiej strefie szesnastki i na dodatek z tak dobrze centrującym zawodnikiem jak Arshavin.

d) Bramka Błaszczykowskiego w 57. minucie.

Wszystko, co ciekawe, rozpoczęło się pod naszą bramką i bardzo łatwą sytuacją, w której mogliśmy stracić gola, gdzie w obronie zostało tylko trzech obrońców (zrozumiałe przy zapędach Piszczka, nawet wkalkulowane) jednak przy czwórce rywali, gdzie zawodnik zagrywający szukał piłkarza wbiegającego, ale Boenisch tym razem dobrze interweniował w obronie i piłkę mógł wyprowadzić Dudka.

Przy wyprowadzaniu piłki nie wiem tylko co ta trójka robiła wspólnie. Omawiała sytuację podbramkową? Warto też zauważyć jak daleko są ustawieni od trójki obrońców, którzy bronili się przeciwko czwórce Rosjan. Akcja spisana na straty? Nie byli pokazani, ale ich dystans do strefy pola karnego pozostawia wiele do życzenia. Dodatkowo dlaczego tak skumulowani? W ten sposób przez chwilę gramy w poważnym osłabieniu, bez trójki zawodników w bloku def. jak i ofensywnych. Całkowicie zneutralizowani i nie powodujący żadnego zagrożenia.

Dobrze z tej trójki wystartował Obraniak, który otrzymał wymuszające podanie i ruszył prawym skrzydłem, natomiast Rosjanie powolnym tempem organizowali się w obronie. Widząc, że atakujemy jedynie dwójką i trzecim galopującym futbolówkę, postanowili się organizować. Czwórka obrońców, a do tego dwóch wracających zawodników i jeden asekurujący przód, a bardziej do odbioru podania, przetrzymania futbolówki i utrzymania się przy niej (ten obok sędziego, nie jestem pewien czy to Shirokov). Obraniak znalazł moment podania, gdy Kuba zaczął zbiegać do środka linii pola karnego, dzięki temu poradził sobie inteligentnie z Zhirkovem (najsłabszy punkt obrony rosyjskiej? raczej tak) i zszedł do strzału, choć cały czas Lewandowski mógł wejść pomiędzy obrońców i skupić ich uwagę na sobie. W tym momencie można go pochwalić w podobnym stopniu co Rybusa w pierwszym spotkaniu przy akcji bramkowej. Wbiegł i czekał na podanie, a obrońcy musieli inteligentnie zawężać pole gry, ale nie pozwalać przy okazji przepuścić podania do napastnika, który wychodził do sytuacji sam na sam w razie otrzymania podania. Nawet w pewnym momencie aż prosiło się o podanie. Indywidualna decyzja Kuby i mieliśmy 1:1. Do końca spotkania sporo czasu, ale nie wykorzystaliśmy zmęczenia Rosjan w ostatnich 10 minutach, pomimo wprowadzenia Mierzejewskiego, który jest nieco bardziej usposobiony ofensywnie. Pomimo gry w bloku z defensywnymi pomocnikami, dla mnie to był taki mały sygnał dla rywali, że ‚może spróbujemy przy odrobinie szczęścia’. Miał sporo zadań defensywnych, z których się dobrze wywiązywał i sporo szukał gry, żeby wyprowadzić jakąś zabójczą akcję do przodu. Przy odrobinie większym wysiłku mogliśmy zdusić Rosjan i wykorzystać ich słabość motoryczną w tym spotkaniu.

e) Trafienie Jiracka w decydującym spotkaniu z Czechami.

Oczywiście zawinił Murawski, który wbiegał w środek boiska, za mocno sobie wypuścił piłkę, wpadł w paszczę lwa, a takie straty rywale na europejskim poziomie na ogół wykorzystują, mimo że z przodu nie było jakiegoś szału w wykonaniu Czechów, np. rozbiegnięcia do boków, wejść na prostopadłe piłki, takie typowe szarpanie obrony tylko wymęczenie umysłu i wyczekanie przeciwnika.

Sytuacja, w której Baros otrzymał podanie i holował piłkę. Przy nim cały czas Wasilewski, który powinien spróbować spychać przeciwnika do boku i nawet tego próbował, aż nadbiegł Jiracek. Murawski atakował z tyłu, ale nic nie mógł zrobić. Perquis kontroluje bieg swojego przeciwnika i praktycznie odcina go od tej sytuacji. Przeciwnik naprawdę pokazuje swoją słabość, bo samą obecnością nie pomoże kolegom. Murawski mógł wbiec w linię z obrońcami, natomiast Wasilewski mógł skoncentrować się na Jiracku. Nawet to zrobił, ale niestety poślizgnął się o murawę i sytuacja się wyjaśniła, gdy widzieliśmy tylko rozpaczliwy wślizg Murawskiego. Jiracek zbyt prostym zwodem poradził sobie z Wasilewskim i tu pies pogrzebany. Trzeba było sztywno stać na nogach i nie dopuścić rywala do ataku. Wcześniej w tej akcji z obrazka powyżej mógł Wasilewski pokusić się o agresywny atak, ale tym samym mógłby wpuścić z boku pola karnego Jiracka, jednak Murawski, jak pisałem, mógł bardziej wspomóc obronę w linii, bo później tylko wślizgiem bezradnym na Jiracku pokazał jak bardzo jest zmęczony, a nie chciałbym tylko kpić.

Znamy czwórkę

Posted: 25 czerwca 2012 in Euro 2012, Opinie

Nie chciałbym jakoś długo się rozpisywać na temat tego spotkania, ale mam kilka kluczowych refleksji z tego spotkania. Przede wszystkim tak ogólnie: nie spodziewałem się, że z biegiem czasu Włosi tak zdominują to spotkanie. Anglicy może i osłabieni tymi kontuzjami, ale wszyscy już o tym zapomnieli po tym, jak Anglicy wyszli ze swojej grupy z pierwszego miejsca wyprzedzając Francuzów (dwa zwycięstwa i remis, ale czy 7 punktów zasłużone? sprawa dyskusja, owszem). Może i chcieli postawić odpowiednie warunki przez pierwsze 30 minut, gdzie już wtedy Włosi chcieli zapanować nad momentalnym chaosem w obronie, ale Anglicy potem opadli i zabrakło im argumentów w tej nierównej walce. Polegli dopiero w jedenastkach. Można stwierdzić, że jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie jeszcze w futbolu. To taka sprawiedliwość w cudzysłowiu, bo prawdzie mówiąc, Anglicy przecież spokojnie mogli w rzutach karnych wygrać i awansować i prosto mogliby kibice stwierdzić: było 0:0, potem znów 0:0, więc o wyniku awansowały karne. Ale było tak, że Włosi mieli Buffona, który zaliczył jedną dobrą interwencję przy strzale Cole’a. Lewonożny zawodnik uderzał… nawet ja się spodziewałem strzału w tamten róg, jakoś tak. Lewonożni zawodnicy przy rzutach karnych mają jakby ciężej, ale jest ich zdecydowanie mniej w piłce nożnej, więc ciężko stwierdzić na tle prawonożnych, którzy w naturze też mają zepsuć karnego (oho, Montolivo). Tak jak piszę: w pierwszych fragmentach, dwóch kwadransach coś Anglicy próbowali zaatakować, mieli swoje sytuacje, podobnie Włosi, dlatego nie można stwierdzić, że jedna z drużyn przejęła inicjatywę, ale jednak Włochom brakowało pewnych elementów w środkowej strefie, bo sam Pirlo nie mógł za bardzo nic zrobić. Anglicy potem przystawieni do ściany musieli wytrwać do 45. minuty. Po przerwie całkowicie Włosi zdominowali środek boiska, Gerrard już pod koniec spotkania zaliczał sporo niedokładnych piłek, dlatego ich główny atut upadał, jakby z przemęczenia i sporego biegania, bo Włosi zdecydowanie większą część spotkania utrzymywali się przy futbolówce. Sporo akcji kreował Pirlo, widać było, że on naturalnie wychodził do obrońców po piłkę, żeby wznowić akcję. Żadna normalna akcja nie rozpoczynała się bez jego udziału i ponownego przejścia piłki przez jego nogi, np. przy przechodzeniu z lewej na prawą flankę. Między innymi z tego względu wybrałem go bohaterem spotkania, bo był prawdziwym kreatorem gry.

Kilka słów o Włochach: dobra jedenastka wystawiona, na dodatek sporo mogą wnieść zawodnicy z ławki, w przeciwieństwie do Anglików, bo na pewno więcej można było się spodziewać po Walcotcie, który wszedł, ale nie pokazał zbyt wiele finezyjnych dryblingów, a szkoda, bo w fazie grupowej zachwycał, może i teraz wielu stwierdzi, że lepiej, że grał Milner, choć obaj zaprezentowali się przeciętnie na swojej flance. Do tego zmiana Carolla… dobre zagranie trenera. Stwierdziłbym, że bardzo dobre, bo wiele piłek w pierwszym kwadransie drugiej połowy słano górą, a problemy miał Rooney jak i Welbeck, dlatego wprowadził wysokiego napastnika, który mógłby zgrywać górne piłki. Wtedy zdecydowanie wzrosła aktywność Anglików z przodu i pojedynki główkowe wygrywał w połowie Caroll. Pamiętam jedną sytuację, gdy Pirlo nawet przez chwilę nie pomyślał o przewadze wzrostowej Carolla i wygrał pojedynek główkowy po prostu lepszym ustawieniem i wypracowaniem sobie pola. Świetny zawodnik. Miałem pisać o Włochach, no tak… Zdziwiła mnie zmiana Diamantiego, ale wprowadził się całkiem nieźle, szukając gry na prawym skrzydle, sporo wspomagał pomocników, co raczej ta zmiana świadczy o dobrej decyzji. Cassano również wyczuł, że trzeba więcej wybiegać do piłek przed Anglików, którzy się schowali dwoma formacjami z tyłu. Sporo się nabiegał i wszedł zawodnik o podobnym zachowaniu, o nieco innych umiejętnościach. Kolejna zmiana to Maggio za Abate: też na plus, co ciekawe. Widać było, że Włosi przeprowadzali sporą ilość akcji tamtą stroną i w pewnym momencie Abate przestał tyle rajdować do przodu, widząc, że więcej piłek Hart kieruje na Carolla w zbliżoną jego strefę. Musiał harować na całej długości i gdy przestał wybiegać do końcowej linii i szukać dośrodkowań, wszedł Maggio, który w fazie grupowej prezentował się przyzwoicie na tle Chorwatów i nieźle na tle Hiszpanów, nie pamiętam jego większych wpadek indywidualnych. No i wejście Nocerino… czytam u niektórych, że powinien grać od początku. Tylko nie widzę za kogo, bo posunięcie z Marchisio i De Rossim bardzo dobre, tego drugiego nigdy bym nie wyrzucił z jedenastki, do tego Montolivo, który miał w ofensywie sporo zadań i kreował grę – dla mnie dobór tej trójki jako środkowych pomocników z dwoma takimi bocznymi pomocnikami, ale wsparciem w środku – dobry wybór. Nocerino z ławki więc to też niezła myśl, szczególnie na dogrywkę, która się zapowiadała. Trener Anglików? Jakby zabrakło mu argumentów i wprowadził ‚sprawdzonego’ Hendersona. Anglicy już chcieli czym prędzej do dogrywki, a potem rzutów karnych, a po meczu słyszę selekcjonera Hodgsona: rzuty karne to nie piłka nożna. To jest część piłki nożnej, trenerze. Jeśli nie, było zejść z boiska, bo po co brać udział w czymś co nie jest częścią futbolu? Częścią tego, co umiecie robić najlepiej? Nie popisał się ze swoją wypowiedzią.

Anglicy mają zdecydowanie mniejszy potencjał niż ten ligowy, gdzie Premiership jest w czubie lig europejskich. Nie chcę się spierać czy angielska czy hiszpańska, bo obie ligi mają swoje argumenty, bardzo mocne. Dla mnie od zawsze hiszpańska była mocna. Nie widać Valencii z jednego prostego powodu: Barcelona i Real już dawno odleciały reszcie ligi. Podobnie jak Man City, Man Utd i kilka innych drużyn innym Sunderlandom, ale… to nie ten poziom. Atl. Madryt potrafi wygrać Ligę Europy w finale z inną hiszpańską drużyną, a wystarczyło obejrzeć półfinał hiszpański i naprawdę można było podziwiać dobry futbol. Punkt widzenia oczywiście zależy od punktu siedzenia.

Anglia – Włochy 0:0 d. 0:0 k. 2:4

Anglia: Hart 7 – Johnson 7, Cole 7, Terry 7,5, Lescott 7 – Milner 6 (60′ Walcott 6), Young 6, Parker 7 (94′ Henderson 6), Gerrard 6,5 – Rooney 7, Welbeck 6 (60′ Caroll 6)

Włochy: Buffon 7,5 – Abate 7 (90+1′ Maggio 6,5), Balzaretti 7,5, Barzagli 7, Bonucci 7 – Marchisio 7, De Rossi 7 (80′ Nocerino 6,5), Pirlo 8, Montolivo 7 – Cassano 7,5 (78′ Diamanti 7), Balotelli 7

MoM: Andrea Pirlo

Takie pokolenie Hiszpanów. Powodują wieczną irytację (no oprócz w szeregach swoich kibiców, którzy się denerwują, a nawet nie wiem o co, oni posiadaniem piłki sporą część spotkania ustalają z góry), ale z drugiej strony warto docenić ich idealne wyszkolenie techniczne. Gorzej, że grali wiele piłek do tyłu i wysyłali wyraźny sygnał ‚nie oddamy wam piłki, nigdy’. Hiszpanie odnieśli zwycięstwo, ale czy zasłużone? Oglądało się topornie. Szkoda, że Francuzi tak mało dokładni i sporo strat po błędnych drugich podaniach.

W pierwszej połowie wyczekiwanie, wyczuwanie rywala, a Francuzi popełnili jeden błąd, a dokładnie najpierw pierwsze podanie na wolne pole do końcowej linii, gdzie Debuchy aż się poślizgnął z rozpaczy, pomimo że już wystartował do piłki wcześniej niż poszło podanie, ale rywal był już w biegu i zdecydowanie wygrał ten pojedynek Jordi Alba. W drugiej połowie sporo kontrowersyjnych decyzji sędziego: dla mnie nie ma karnego, bo takich uderzeń ciało w ciało jest sporo i to tym razem takie uderzenie nogi w nogę, ale bardziej na piłkę niż specjalne uderzenie. Hiszpańscy napastnicy wykorzystają takie ‚delikatne’ starcia, bo to na faul na rzut karny? Sędzia mylił się, bo np. Debuchy nawet nie nadepnął jednego z Hiszpanów w polu karnym rywali, a Alba bodajże wystrzelił do góry i poleciał na murawę, a poczuł, że przegrywał pojedynek z Debuchym. W innych wypadkach… spekulowanie o karnym dla Hiszpanów po ‚faulu’ na Fabregasie? Tam nic nie było, poczuł dotyk Clichego, który blisko krył i poleciał na ziemię, bo piłka przeleciała mu nad głową i tak z dwa metry.

Chciałbym brać przykład z Bońka i nie rozmawiać o błędnych decyzjach sędziego, ale i tak ten karny nie wpłynąłby na ostateczne rozstrzygnięcie. Aż przypomina się klasyczny występ Bońka w C+ i jego tekst ‚wchodzę do studia i pytam wynik, słyszę 1:1, ale chyba spalony, jaki spalony?!’. Dlatego chciałbym ominąć decyzje sędziego, ale… kartka dla Cabaye za starcie z Alonso? Wleciał na niego, trochę go poskrobał po kostkach, ale też Xabi nie zamierzał odpuszczać i wszedł na czołowe zderzenie nogami. Faul był, ale nie na żółtą, bo jeszcze przecież było podanie i sytuacja na połowie Hiszpanów, więc bez zagrożeń i potencjalnej okazji dla Hiszpanów.

Na słowa uznania zasługują stoperzy Francji, którzy zaliczali sporo odbiorów, dobrze się ustawiali w defensywie i nieźle kierowali swoimi kolegami z przodu. Dobrze piłkę rozprowadzał w drugiej połowie M’Vila, do tego na boku Clichy świetnie szukał gry do przodu. Trochę miał problemów z tyłu, ale to normalne, bo nie mógł liczyć na wsparcie takie jakie mógł dać Debuchy po drugiej stronie, choć tu na prawej stronie Reveillere o wiele gorzej, bo sporo przedzierał się Iniesta i Alba. Drugi z Hiszpanów moim zdaniem bohaterem spotkania, bo sporo aktywności z przodu, jego strefą gry były raczej połowy Francuzów niż swoja strefa defensywna. Benzema bezbarwny, podobnie Ribery, który przeplatał świetne dryblingi słabszymi podaniami czy stratami przy podwojeniu przez Hiszpanów. Z przodu Francuzi stworzyli pojedyncze sytuacje, ale ciężko im się grało do przodu, ponieważ Hiszpanie wystawiali obronę na bardzo wysokim metrze od bramki. Strejlau usłyszałem w tv: ustalmy coś, piłkarze grają pod wynik, a nie pod widowisko i musimy się z tym pogodzić.

PS Też chcę skrytykować komentatorów. Iwańskiego, który podnieca się Hiszpanami, emanuje brakiem obiektywizmu i tylko swoje zachwyty kierował do Hiszpanów, jak ten zwykły zwód Busquetsa, którym minął w prosty sposób Benzemę, który raczej w odbiorze ani nie jest świetny, ani nie musiał asekurować żadnego gracza defensywnego. Ulatowski… znawca, który traci robotę po 36 dniach. W Cracovii też pokazał jaki jest świetny. Przychodzenie na konferencje z książkami i świrowanie cytatami. Czysty teoretyk, słaby praktyk. Dlatego brzmiał tak mądrze, ale momentami bardzo ogólnikowe wnioski, błahe i oczywiste. Nie wiem, spodziewał się, że Francja zagra otwarty futbol, a Hiszpanie wyjdą większą liczbą w defensywie?

Hiszpania – Francja 2:0

19′ Xabi Alonso 1:0

90+1′ Xabi Alonso (PG) 2:0

Hiszpania: Casillas 6,5 – Arbeloa 6,5, Alba 8, Pique 7, Sergio Ramos 7 – Busquets 6,5, Xavi 7, Xabi Alonso 7,5 – Silva 6,5 (65′ Pedro 7), Iniesta 6,5 (84′ Cazorla), Fabregas 6 (67′ Torres 6,5)

Francja: Lloris 6 – Reveillere 5, Clichy 7, Rami 7,5, Koscielny 7 – M’Vila 7 (79′ Giroud 5) – Debuchy 5,5 (64′ Menez 6), Ribery 6, Malouda 5,5 (64′ Nasri 6), Cabaye 6,5 – Benzema 5,5

MoM: Jordi Alba

Obnażanie naszej grupy

Posted: 23 czerwca 2012 in Euro 2012, Opinie

Niemiecki kunszt okazał się być za wysoką półką dla Greków. Całe spotkanie pokazało jak słabego rywala mieliśmy w grupie i kto wyszedł z grupy A na drugim miejscu. Jakimś cudem Grecy wygrali z Rosjanami, z nami zremisowali i to wystarczyło do awansu. W spotkaniu z Niemcami mogli się łudzić, szczególnie po zdobytej bramce na remis, ale potem… rozwścieczyli Niemców. Totalnie.

W pierwszej połowie Niemcy nie mogli przebić się przez podwójną zaporę, bo Grecy nie bronili się z wykorzystaniem obrony i defensywnych pomocników, ale Ninis i Samaras starali się na bokach również stwarzać przewagę w defensywie. Do tego Katsouranis również brał udział głównie w akcjach defensywnych i jedynie po odbiorach przejmował piłkę i szukał jej wyprowadzenia, będąc często faulowanym. Ciężko się przedrzeć bez umiejętnej gry atakiem pozycyjnym, a Niemcy robią to naprawdę dobrze, co udowodnili wczoraj. Powolne wyprowadzanie piłki do pola obrony rywala, a potem natychmiastowe przyspieszenie i umiejętne czytanie gry, ale wszystko dzięki ruchowi partnerów. Najważniejsza gra bez piłki, pokazanie się do podania i dane koledze z zespołu kilku alternatyw rozegrania – wtedy żadna obrona nie jest do zdarcia. Kilka stuprocentowych sytuacji Niemcy zmarnowali, kilka piłek obronił Sifakis. Grecy nie przeprowadzali praktycznie żadnych akcji, tylko długa piłka na Samarasa na boku. Lahm w 39. minucie dał prowadzenie pięknym strzałem z dystansu. U tego zawodnika chyba nie ma coś takiego jak ‚forma’. Po prostu albo umiesz grać albo nie. Rzadko kiedy obniża swój poziom, a jeśli już to na jedno spotkanie, które wypadnie gorzej na tle pozostałych. Do przerwy skromne prowadzenie po dominacji na boisku.

W drugiej połowie wydawało się, że bramka dla Niemców to kwestia czasu. Jedno rozegranie do boku do Salpingidisa, ten dośrodkował idealnie pomiędzy bramkarza i obronę do Samarasa, który zdecydowanym ruchem umieścił piłkę w siatce. Błąd Boatenga, który powinien po prostu uprzedzić napastnika, którego miał po swojej lewej stronie i wybić piłkę wchodzącą w pole karne choćby na rzut rożny. Grecy poczuli, że wracają do gry, ale Niemcy, rozwścieczeni, niczym groźny pies, poszli po swoje. W 61. minucie Khedira po dośrodkowaniu Boatenga (zrehabilitował się) uderzył wchodząc na drugie tempo z główki idealnie pod poprzeczkę. Dziś niby grał jako defensywny pomocnik, jak zwykle, ale jego i Schweinsteigera chyba należy określać jako typowych środkowych pomocników, czyli zawodników, którzy biorą udział i w akcjach defensywnych, a zarazem w akcjach ofensywnych. Później błąd przy rzucie rożnym Sifakisa, który niepotrzebnie wyszedł do piłki i Klose uprzedził bramkarza, który gdzieś się czaił z wybiciem za swoim obrońcą. 3:1 i już było pozamiatane. Grecy już się pogubili – bronić się dalej czy atakować? Po przerwie pojawiło się dwóch iście ofensywnych graczy, dlatego Niemcy więcej przedzierali się swoją prawą flanką, ale głównie dzięki Ozilowi mogli również szaleć Lahm i Schurrle. Ozil pracował na przestrzeni całej połowy, grał jako taki wolny elektron, potrafił znaleźć dla siebie miejsce i szukał gry, jakby sprawiała mu radość. Przy czwartej bramce Reus praktycznie na pustą bramkę pod poprzeczkę i rozstrzygnęli spotkanie na swoją korzyść. Później rzut karny… kontrowersyjny? Nie przy tym wyniku, ale na pewno, gdyby jeszcze nic nie było rozstrzygnięte, byłby mały spór czy Boateng mógł coś z tą ręką zrobić. Nawet się nie zastanawiałem czy słuszny… więc raczej słuszny (;)), skoro nie zmusił do refleksji. Salpingidis wykorzystał jedenastkę i ustalił wynik.

Nie było złudzeń – Niemcy lepsi. Zawiódł mnie Schweinsteiger, który w pierwszej połowie zaliczył głupie dwie straty, dzięki czemu Grecy mogli ruszyć do kontry, ale nie potrafili tego wykorzystać, na szczęście dla zawodnika. Świetne zawody Ozila. On nie musi strzelać bramek, bo widać, że po prostu on konstruuje te sytuacje, koledzy go nie muszą długo szukać, bo on się przyciąga do piłki jak magnez. Dwie asysty zaliczył. Dobre zawody całego niemieckiego zespołu. Okazję mieli do zaprezentowania się Schurrle i Reus. Ten pierwszy miał tylko swoje indywidualne przedarcia i kilka wygranych pojedynków z prawym obrońcą greckim, natomiast Reus więcej szukał gry w środku obok Klose, zmuszając rywali do ścisku i robiąc więcej miejsca na boku, gdzie jednak Samaras próbował wspierać Tsavelasa. Boki obrony tym razem bez rewelacji, bez takiej błyskawicy jak zwykle w niemieckich meczach, gdzie Lahm (dobrze wczoraj) czy Boateng (gorzej) popisywaliby się wejściami do linii końcowej. Grecy swoją liczebnością choćby ograniczyli taką ewentualność. Niemcy już czekają na rywala z pary Anglia – Włochy. Spotkanie Niemcy – Anglia na pewno brzmi dla koneserów futbolu trochę lepiej, ale osobiście wolę Włochów i starcie Niemców z Włochami może również zapowiadać się ciekawie. W końcu to będzie już półfinał Mistrzostw Europy. Dziś Hiszpania – Francja… szczerze liczę na Francuzów, chyba pierwszy raz w życiu będę im kibicował w pojedynku państwowym.

Niemcy – Grecja 4:2

39′ Lahm 1:0

55′ Samaras 1:1

61′ Khedira 2:1

68′ Klose 3:1

74′ Reus 4:1

89′ Salpingidis (PG) 4:2

Niemcy: Neuer 6,5 – Boateng 6,5, Lahm 7,5, Badstuber 6,5, Hummels 7 – Khedira 8, Schweinsteiger 5 – Reus 7 (80′ Gotze), Schurrle 7 (67′ Muller), Ozil 8 – Klose 7,5 (80′ Gomez)

Grecja: Sifakis 5,5 – Torosidis 5,5, Tzavelas 6 (46′ Fotakis 5), Papadopoulos 6, Papastathopoulos 7 – Ninis 6 (46′ Gekas 6), Samaras 6,5, Makos 5 (72′ Liberopoulos 5), Maniatis 5,5, Katsouranis 6 – Salpingidis 7

MoM: Mesut Ozil

Kondycyjne wycięczenie

Posted: 21 czerwca 2012 in Euro 2012, Opinie

Dwie całkiem różne połowy. O dwóch obliczach. W pierwszej części gry spotkały się dwie równorzędne zespoły o całkiem innych atutach. Czesi świetnie ustawieni pod względem taktycznym i dobrze zorganizowani, natomiast Portugalczycy o niezłych umiejętnościach, szczególnie technicznych, co pozwalało na przeprowadzanie spokojnego ataku pozycyjnego. Ale po tym powoli.

W pierwszej połowie mieliśmy zacięty bój dwóch drużyn. Czesi momentami przeważali i próbowali wykorzystać jedną z nielicznych szans. Wyszli agresywnie, mieli kilka dobrych sytuacji. Potrafili postawić wysoki pressing i nie przepuszczali Portugalczyków do ataków zmasowanych. Wystarczyło ustawić wysoko linię pomocy, a do tego dwaj boczni obrońcy, którzy sporo się nabiegali (no właśnie), i dzięki temu nie dali się zdominować, póki były zapasy sił. Trudno było jakiejkolwiek drużynie przejąć inicjatywę. Szły wymiany ciosów. Niektóre wejścia Gebre Selassie były bardzo ofensywne i zaskakiwał rywali. Ciekawy pojedynek Contreao vs Gebre Selassie. Jedno dobre wejście i dogranie do Barosa, który pokazał, że mu brakuje takiego dojścia do futbolówki sprzed ośmiu lat na przykład. Limbersky nieco mniej aktywny, ale chyba z powodu rozbieganego Naniego. Jakby nie był pewien, że da sobie radę na przestrzeni całego spotkania… i 100% w tym racji. W pierwszej połowie również Portugalczycy mieli swoje okazje, ale niewiele prawdzie mówiąc. Czesi świetnie się organizowani, ustawiali taktycznie. Przykładowo brak Selassie uzupełniał Jiracek lub Hubschmann, który więcej pomagał środkowym obrońcom. Plasil szukał więcej gry do przodu. Jego wejścia odpowiednie w tempo na długą piłkę były niezłe. Baros sporo wychodził do długich piłek Cecha, ale w pojedynku z Pepe i Alvesem, dlatego bezpańskie piłki szybko zgrywano na Plasila, który wchodził na wolne pola, puste po Meirelesie/Moutinho. Portugalczycy również w pierwszych 30-stu minutach nie atakowali i nie szarżowali liczebnie. Helder Postiga miał sporo pretensji. Jednak jak na napastnika przystało on zawsze czekał w polu karnym. Mało oskrzydlających akcji i dograń, a jeśli jakieś były to świetnie pracowali obrońcy i przerywali akcje wybiciami na aut czy do pola gry. Sporo pracował Sivok, na słowa uznania zasługuje Kadlec. Również Limbersky na lewej stronie mając problemy był wspierany przez Kadleca. Środek obrony Czechów w pierwszej połowie stanowił taki monolit. Z drugiej strony Pepe czy Alves nie byli wypuszczeni na taką próbę… momentami uaktywniał się Jiracek, trochę mało aktywny Pilar. Co do stałych fragmentów gry – Czesi bardzo słabo, jakoś nie stwarzali żadnego zagrożenia. Natomiast rzuty wolny u Portugalczyków to były głównie strzały Cristiano Ronaldo.

W drugiej połowie Czesi dobrze nie weszli w spotkanie, a od 60. minuty brakowało tchu. Zdecydowanie kondycyjnie przysiedli (dach chyba zamknięty). Portugalczykom nie brakowało niczego, również jakoś łatwiej przechodzili przez zasieki czeskie i Cecha wystawiono kilkukrotnie na próbę. Portugalczycy szukali indywidualnego błędu, aż Nani uruchomił Moutinho, który uprzedził bodajże Hubschmanna i dogranie w pole karne na dalszy słupek, Cristiano Ronaldo świetnie uciekł spod krycia od Gebre Selassie. Ma świetny balans, którym zabrał całe ciało, natomiast Theodorowi zabrakło sił, bo już widział piłkę w siatce zanim wystartował do piłki i już się zatamował. Cech po kilku świetnych obron i szczęścia w postaci dwóch słupków musiał skapitulować, nie miał szans przy strzale. Portugalczycy zdominowali drugą połowę, z każdą minutą jakby zmuszali do biegania Czechów, a totalne apogeum osiągnięto w 70. minucie. Po golu męczyli Czechów zagraniami najpierw do przodu, pod pole karne, po ziemi, aż cofali piłkę do linii obrony. Zdenerwowany Baros skakał ze złości, wszedł Pekhart, który wygrał jedną główkę, ale pomimo tego świetnie reagował Pepe przy kryciu Barosa.

Co do indywidualnych laurek – Cristiano Ronaldo bohaterem spotkania, za aktywność i w końcu bramkę, która przesądziła. Już po którejś próbie wyglądał, jakby miał się popłakać. Uratował golem sytuację, bo dogrywka na pewno wprowadziłaby niepotrzebną nerwówkę. Powiem jeszcze, że po jednej z prób z rzutu wolnego i strzale w słupek, później brał grę na swoje barki bardzo egoistycznie, pomimo że po bokach wbiegali Moutinho i Meireles, ale CR nie widział swoich kolegów. Idealnie zerwał się spod krycia i uderzył głową. Gebre Selassie i Limbersky szybko przysiedli, bo około 70. minuty. Wiem, że sporo się namęczyli trzema meczami grupowymi, ale w tej samej sytuacji byli Portugalczycy, jakby bardziej wybiegani i mieli to już wbite w mentalności, że trzeba biegać, pokazywać się na pozycję, choć gra bez piłki Portugalczyków w dzisiejszym spotkaniu na przeciętnym poziomie na tle europejskim. W półfinale na pewno będą mieli ciężej na kogo by nie trafili. Co do Czechów – przebłyski Pilara i jedna dobra sytuacja, w której pomógł ostatecznie Alves i zatrzymał podanie Pilara, który minął dwóch rywali w akcji indywidualnej. Najlepszy w reprezentacji Czech był, moim zdaniem, Jiracek. Sporo się pojawiał do gry, w drugiej połowie jako jedyny brał grę na siebie, dwoił się, troił. Pojawiał się nie tylko na skrzydle, gdzie był przypisany do pozycji, jednak pojawiał się w wielu strefach boiska. Z pewnością taka statystyka ze strefami, w których przebywał, byłaby bardzo ciekawa. Znów przeciętny występ Barosa, który na tle Portugalczyków zaprezentował swoją bladą formę. Po prostu odcięli mu prąd – albo przetrzymali odcięcie, bo od początku turnieju nie prezentuje oczekiwanego poziomu. Czesi mają poważny problem z napastnikiem, ale na zespół pracują Jiracek i Pilar. Ten pierwszy dziś ponownie w dobrym stylu. W Portugalii reszta z przebłyskami i słabszymi momentami, a w drugiej połowie pełna dominacja i szukanie kolegów kilkoma podaniami, by rozpracować skoncentrowaną obronę rywali. Ostatecznie zasłużona wygrana i jeszcze w ostatnich sekundach mogli dołożyć drugiego gola, gdy Cech wracał do bramki po ofensywnym rzucie rożnym.

Czechy – Portugalia 0:1

79′ Cristiano Ronaldo 0:1

Czechy: Cech 7,5 – Gebre Selassie 6,5, Limbersky 6, Sivok 7, Kadlec 7 – Hubschmann 6,5 (86′ Pekhart), Plasil 7 – Jiracek 7,5, Pilar 6,5, Darida 6 (61′ Rezek 6) – Baros 5

Portugalia: Rui Patricio 6,5 – Joao Pereira 7, Contreao 7, Pepe 7, Alves 6,5 – Miguel Veloso 7, Meireles 7 (89′ Rolando), Moutinho 7,5 – Nani 6,5 (84′ Custodio), Cristiano Ronaldo 8, Helder Postiga 6,5 (40′ Hugo Almeida 6,5)

MoM: Cristiano Ronaldo